Sól – mniej, znaczy zdrowiej
Znana od dawien dawna – sól. Kiedyś traktowana niemal jak złoto, upowszechniła się i z dobrego, stała się złym. Dlaczego? Poniżej kilka słów o soli.
Pożądana już w czasach starożytnego Rzymu, nie jest już tak jak kiedyś największym bogactwem, lecz jej właściwości, mimo, że często niedoceniane, odpowiedzialne są za najważniejsze mechanizmy ludzkiego organizmu. Biologiczne przyczyny odwiecznej pogoni za solą, są jasne do zrozumienia. To dzięki niej człowiek jest w stanie regulować temperaturę swojego ciała, płynów w nich zawartych, oraz prawidłowo przewodzić impulsy nerwowe.
Sól – dobra czy nie. Sól od dawien dawna przyciągała na terytoria na których występowała pierwszych osadników. To dzięki jej pokładom powstawały wielkie miasta znane ze swojej świetności po dziś dzień. U stóp słonych źródeł założono celtyckie, austriackie, czy germańskie osady utrzymujące się z jej eksploatacji . Także Rzymianie słynęli z zamiłowania do „białych kryształów”, których używano zarówno do solenia chleba jak również wina czy piwa. Sól, już wtedy uważana za produkt o nieocenionych właściwościach, była tym czynnikiem który kształtował ówczesną gospodarkę i kulturę Europy.
Przechodząc do czasów bardziej nam bliższych, należy wspomnieć, że nieograniczony dzisiaj dostęp do soli sprawia, że przeciętny mieszkaniec krajów uprzemysłowionych, spożywa jej sto razy więcej niż ilość, której potrzebuje do zachowania prawidłowych procesów życiowych. Ciągła konieczność uzupełniania ubytków soli, wykształciła u nas umiejętność rozpoznawania tego charakterystycznego smaku, oraz pociąg do pokarmów zawierających ten składnik. Niestety przy tak nadmiernym spożyciu, zaczyna nieść ono ze sobą następstwa zdrowotne daleko odbiegające od tych jakich oczekiwaliśmy. I tak sól oraz zamiłowanie do słonych potraw przyniosło nam dzisiaj pobudzenie pragnienia, które implikuje zwiększenie ilości wypijanych płynów, co wywołuje zaś podniesienie ciśnienia krwi, które w konsekwencji kończy się nadciśnieniem oraz związanym z tym zawałem serca czy wylewem.
Wszystko sprowadza się jednak do tego, że nasze „ograniczanie” spożycia soli nie jest naprawdę ograniczaniem właściwym. Mimo tego, iż ze względu na niebezpieczeństwa o jakich słyszymy związanych z konsumpcją soli, nawet stosowanie jej w mniejszych ilościach, ciągle przekracza to, jakie zapotrzebowanie na nią miał organizm ludzki w naturalnych wykształconych do życia warunkach. Niemożliwym jest oczywiście przeprowadzenie badań statystycznych, mówiących o tym ile spożywa jej przeciętny Polak, a ile spożywali jej wspomniani już starożytni Rzymianie, jednak po właściwy przykład możemy sięgnąć do zamieszkujących Amazonię rdzennych Indian Yanomamo, którzy w przeprowadzonych przez amerykańskich naukowców badaniach, wykazali zupełny brak przypadków nadciśnienia oraz związanych z tym chorób. Wynika to oczywiście z tego, iż sól przez nich spożywana, to taka, która występuje w naturze w czystej postaci. W przeciwieństwie do nas, nie mają oni w zwyczaju kupowania paczki z kilogramem soli, która nie oszukujmy się po kilkunastu użyciach widzi swoje własne dno.
Pewne jest to, że różnica w ilości stosowania soli przez współczesnego człowieka, a jej znikomym spożyciem charakterystycznym dla większości naszej ewolucyjnej historii jest przepastna. Radykalna zmiana nie jest jednak zupełnie niemożliwa. Jest wręcz bardzo prosta, ponieważ ogranicza się tylko i wyłącznie do krzty silnej woli ze strony konsumentów. Redukcja spożycia soli, nie wpłynie na zyski producentów żywności, ze względu na to iż popularyzacja soli przyczyniła się do znacznego obniżenia jej ceny. Niewątpliwie, możemy stwierdzić, iż jest to największy i najbardziej przebiegły zabójca współczesnej cywilizacji, jednak możemy z nim wygrać, wystarczy rzadziej wyciągać dłoń po solniczkę.